FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 13. QORION, CZYLI O MAGU NA DRZEWIE I POTWORZE NA WIEŻY Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Śro 10:40, 02 Sie 2006 Powrót do góry

* * *

Z najciemniejszych zakamarków złowrogo wyzierały małe, świecące oczka nietoperzy. Wokół szczury goniły po walających się wszędzie kościach, tak zwierzęcych, jak i tych bardziej ludzkich. Skakały po czaszkach, żebrach i piszczelach spoczywających tu wiecznym snem wojowników, ich żon i dzieci. Po zardzewiałym i połamanym orężu, którego właściciele od wieków nie dzierżą już w dłoniach. Po reliktach tragicznego losu miasta i jego ludu...
Wędrowali dosyć długo. Nie potrafili określić, ile dokładnie. Thurgon przewodził w skupieniu, skrupulatnie analizując i zapamiętując każde rozwidlenie, czy zmianę kierunku korytarza. Tworzył w umyśle szczegółową mapę drogi i Daemar wiedział, że gdyby przyszło im teraz zawrócić, nie byłoby żadnego problemu z dotarciem do zawalonej sali.
Przemierzali długie, klaustrofobiczne tunele, spotykające i rozgałęziające się tak w mniejszych, jak i w większych pomieszczeniach, w których pełno było pozostałości po dawnych mieszkańcach. Zmurszałe stoły, rozsypujące się skrzynie i beczki, przepruchniałe ławy i regały, oraz cała rozmaitość innych sprzętów i przedmiotów przypomniały Daemarowi zasłyszane niegdyś legendy o skarbach rzekomo ukrytych pod ruinami Qorionu. O zuchwałych wyprawach po bogactwa pogrzebane pod murami zaklętego miasta, wraz z setkami erimskich kobiet i dzieci. Sam jednak miał pewne zastrzeżenia co do prawdziwości tych historii.
Erimowie, w przeciwieństwie do ludzi, czy krasnoludów, nie mieli w zwyczaju gromadzenia większych ilości kosztowności. Zbyt wysoko cenili sobie wolność, nieskrępowanie i życie pod gołym niebem, by przywiązywać się na dłużej do jednego miejsca, czy majątku. Ludzie natomiast mieli wyjątkową tendencję, do wymyślania takich historii i rozpowiadania ich podczas karczemnych biesiad. Mit o owych bogactwach niechybnie musiał powstać w takiż sposób, czyli nad kuflem piwa, a nie podczas wyprawy. Poza tym, nawet jeśli takowy skarb by istniał, raczej trudno byłoby zdobywcy opuścić z nim erimskie ziemie - przecież nikt nie pozwala się bezkarnie okradać...
Tą refleksją Daemar zakończył temat skarbu. Doszedł także do wniosku, że nie będzie wspominał ani o nim, ani o samej legendzie w towarzystwie krasnoluda, gdyż bez wątpienia nic dobrego by z tego nie wynikło.
Przedarli się przez częściowo zawalony fragment korytarza i po niedługim marszu dotarli do większej sali całkowicie pozbawionej sklepienia. Nad ich głowami zamajaczyła szarość poranka, przeszywana pierwszymi promieniami wschodzącego słońca, a na wprost zamigotało, ku zdziwieniu obu wędrowców, zroszone milionem kryształowych kropel wysokie drzewo. Wyrastało wprost z grubej warstwy ziemi i gruzu pokrywającej posadzkę komnaty, a ogołoconymi przez jesienną aurę gałęziami sięgało ponad krawędź ulicy, pod którą się znajdowali.
-Zatem znaleźliśmy wyjście na powierzchnię...- lekko uśmiechnął się mag.
-Nie myślisz chyba łazić po drzewie, Daemarze? – skrzywił się krasnolud. – Gdzieś niedaleko powinno być wyjście.
-Ani myślę dłużej błądzić po tych lochach. Mamy szczęście, że tu trafiliśmy.
-Wcale nie błądzimy! – oburzył się Thurgon. – Zhur mi świadkiem, że zaraz znajdziemy schody na górę... Przecież nawet przeklęci Erimowie muszą czasem z nich korzystać...- mruknął po chwili niby do siebie.
-Nie marudź, Thurgonie. Nie ma co trwonić słów. Czas nagli, a przed nami jeszcze daleka droga. – odparł mag podchodząc do drzewa.
-Nie do pomyślenia jest zobaczyć na drzewie krasnoluda... Pierwej sam tu korzenie zapuszczę, nim spróbuje tam wejść.- nadął się brodacz i nastroszył wąsy.
-Jeżeli taka jest twoja wola, to zostań i zapuszczaj korzenie. Ja muszę ruszać dalej. – zakończył nieco już poirytowany mag i wrzucił swój juk na najniższą gałąź. Oparł kostur o pień, podskoczył i złapawszy ją oburącz, zaczął się wciągać, ciężko przy tym posapując. Następnie przewiesił juk wyżej, sięgnął po kostur i zahaczywszy go o dwa sąsiednie konary jął piąć się dalej.
Drzewo było dosyć stare, a grube, rozłożyste gałęzie były niemal stworzone do wspinania się po nich. Daemar całkiem sprawnie zdobył następny ich poziom, podczas, gdy zdegustowany Thurgon wolnym krokiem ominął pień i mrucząc coś pod nosem wlazł do nieco przysypanego, ciemnego korytarzyka.
-Thurgonie?... – wysapał mag przerywając na chwilę wspinaczkę, w oczekiwaniu na to, że krasnolud jednak zawróci. Sam jednak nie wierzył, by to było możliwe, gdyż żaden syn Khazadara, choćby miał wejść pomiędzy demony, nie cofnąłby się, gdyby szło o dumę. Pokręcił z dezaprobatą głową, po czym wdrapał się na kolejny konar, sięgający ponad poziom ulicy i wyrzucił tobół na porośnięty mchem i trawą bruk, by po chwili znaleźć się obok niego. Wstał i rozejrzał się dookoła. Zewsząd przyglądały mu się milczące fragmenty murów, rozbite i powalone niszczycielską siłą czasu. Pośród pustych, oplecionych bluszczem okien, pod nieobecnymi sklepieniami znalazły swe miejsce drzewa i krzewy. Brunatnymi liśćmi zasypały bruk ulicy, od dawna skryty pośród wysokiej, przeczesanej jesiennym wiatrem trawy.
Z góry posępnie spoglądała spora baszta, której wyższe piętra zawaliły się, pozostawiając jedynie pusty kamienny szkielet. Zdawała się przypominać uśpionego golema pośrodku cmentarzyska, któremu nie dane było się obudzić.
Daemar poczuł się zmęczony. Wspinaczka po drzewie znacznie go wyczerpała, a teraz, gdy mógł odpocząć, dodatkowo uświadomił sobie, że nie pamięta, kiedy ostatnio jadł. Poszukał w miarę możliwości wygodnego miejsca i postanowił się posilić w oczekiwaniu na powrót krasnoluda.
Usadowił się na pokaźnym bloku z litego kamienia, który musiał niegdyś spełniać ważną rolę w konstrukcji owej baszty, jednak teraz pozostała mu tylko funkcja siedziska.
Juk oblepiony sporą warstwą wysuszonego błota okazał się być dość przemokliwy, przez co ostatnie pakunki fenthelowego chleba były nie tylko zgniecione na wskutek ostatnich przygód, ale również mokre. Podróżny suchy prowiant przybrał formę mało apetycznej breji, smakującej jeszcze gorzej, niż zwykle. Mimo to wciąż spełniał swoje zadanie i pozwolił Daemarowi złagodzić uczucie głodu, a nawet odłożyć coś na później - to była niepodważalna zaleta pieczywa z nasion fenthelu. I chyba jedyna...
Czas płynął, a Thurgon wciąż się nie zjawiał. Zimny wiatr hulający pośród murów zmusił maga do poszukania jakiegoś bardziej osłoniętego miejsca. Ruszył powoli między resztki zabudowań po drugiej stronie ulicy, cicho złorzecząc upartemu towarzyszowi.
Ledwie zdążył uczynić kilka kroków, gdy poczuł bardzo silny niepokój. Zatrzymał się. Lodowaty dreszcz przebiegł mu po plecach. Coś się zbliżało w jego stronę. Znał to uczucie – ten strach wywołujący ciarki i mrowienie w dłoniach. Wiedział, jakie istoty go w nim wzbudzały.
Zanim jeszcze niesione echem uderzenia potężnych skrzydeł potwierdziły jego obawy, skrył się w pozostałościach narożnego budynku, gdzie zdołał się zachować większy fragment sklepienia. Przywarł plecami do ściany i ostrożnie wyjrzał przez szczelinę. Pod ciężkim, stalowo szarym niebem malował się wyraźny, ciemny kształt o szerokich, poszarpanych jak u nietoperza skrzydłach. Z każdym ich ruchem coraz bardziej przybliżał się do ruin.
Daemar zadrżał. Takiego spotkania nie mógł się spodziewać. Od zniszczenia Khargazoru niemal nikt nie widział, ani nie słyszał o Skrzydlakach, poza dosłownie kilkoma przypadkami. Był pewny, że nigdy więcej ich nie spotka po tym, jak całe ich tysiące zostały pogrzebane w zniszczonym krasnoludzkim królestwie w korzeniach gór Vaimaru.
Rzeź, jaką zgotowały tam krasnoludom, zwróciła się przeciwko nim samym, a twierdza, do której się wdarły, stała się ich więzieniem i grobowcem. Teraz jednak niezaprzeczalnie widział nadlatującego z południa dużego Skrzydlaka i zdecydowanie wolał uniknąć konfrontacji.
Przywarł płasko do ściany, gdy potężne, błoniaste skrzydła znalazły się ponad budynkiem, w którym stał, i ostatnimi ruchami posadziły pokraczne ciało na murze baszty. Ciemnoszara, zbliżona do ludzkiej, ale patykowato chuda sylwetka skryła się pośród nich i zastygła w bezruchu. Jedynie bezoka, rogata morda zdawała się przez chwilę węszyć i nasłuchiwać, by po chwili rozedrzeć potwornie uzębioną paszczę i znieruchomieć.
Równie nieruchomy Daemar stał przyklejony do ściany w oczekiwaniu na odlot stwora. Miał nadzieję, że takowy nastąpi dość szybko, gdyż wątpił, by był w stanie długo tak wytrzymać.
Chwile mijały, a upiorny gargulec zdawał się stać fragmentem budowli – kamienną figurą zespoloną z murem, nie przejawiającą najmniejszej chęci zmiany tego stanu.
„Obyś sczezł w ogniach Helkadoru, jeśli zaraz się stąd nie wyniesiesz!...” – pomyślał mag wyglądając ostrożnie przez szczelinę. Liczył, iż jest to tylko krótki postój w podróży, a nie jej koniec, jednak na razie nic nie wskazywało, by tak było faktycznie. Skrzydlak jak usiadł, tak siedział dalej i nawet nie sposób było stwierdzić, czy rzeczywiście odpoczywa, czy może czeka na odpowiedni moment do ataku. Daemar nie miał pojęcia, czy jego obecność w ogóle została wykryta, albowiem pozbawione oczu pyski tych stworów miały zawsze ten sam zimny, drapieżny wyraz - wyraz czyhającej dzikiej bestii...

* * *


-------------------------- ZOBACZ WSZYSTKIE FRAGMENTY-------------------------------


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Thornvall
Mędrzec Imperium



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Północne Krainy

PostWysłany: Czw 15:33, 03 Sie 2006 Powrót do góry

Jako, że jest to ostatni na razie fragment z tych które dodałeś Orgrimie to tutaj wypowiem się na temat moich odczuć co do całości.

Nie raz trzeba sie trochę domyślać tego co się wydarzyło zwłaszcza między poszczególnymi fragmentami, ale mam nadzieję, Orgrimie, że to czego brakuje zostało celowo nie dodane, by nie publikować wszystkiego Wink

Orgrimie - masz nie wątpliwie dar (a może nawet talent).

Umiesz opisywać i to nie tylko rzeczy zwykłe, ale także wydarzenia poważne, jak i śmieszne... Dobre dialogi, widać, że myślisz, gdy piszesz i starasz sie pisać jak najbardziej zrozumiale.

Jestem pewny, że te drobne niedociągnięcia, które jeszcze się sporadycznie trafiają znkną w krótkim czasie... I przede wszystkim jeśli będziesz się dalej rozwijał i tworzył, to kto wie, czy nie będzie można zobaczyć Twojej Twórczości na pólkach sklepowych.

Przytoczę tu fragment tego co powiedział wczoraj w rozmowie ze mną Danaet: Może drugi Tolkien nam rośnie?
- Może, może Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Czw 15:49, 03 Sie 2006 Powrót do góry

he he - bardzo mi miło to słyszeć Wink
(nie chwaląc się to na forum impa Wulfgar i jeszcze ktoś sie pocili nad hybrydą przydomku dla mnie i wypłodzili 'Tolkgrim' i 'Orgrimowski' Razz )
[pozdróweczki Wulfgar] Wink

ja zdołałem sporo napisac przez wakacje i kolejne fragmenty będę zamieszczał w miarę przepisywania ich do komputera, zatem do konca sierpnia na pewno nie braknie dalszych ciągów Wink

pozdrawiam i zachęcam resztę klanowiczów (bądź też nie) do czytania i komentowania - każdy komentarz jest dla mnie ważny Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
 
 
Regulamin