FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 15. DORE, CZYLI TROCHĘ O HISTORII I TAWERNIANYM ŻYCIU... Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Czw 10:24, 24 Sie 2006 Powrót do góry

Przeprawa przez Raudan zdawała się uwolnić Daemara i Thurgona od erimskiego pościgu. Było to miejsce, które przez swoją surowość i nieprzystępność uniemożliwiało handel Qorionu ze wschodem inaczej, niż drogą lądową. Ledwie jeden dzień drogi za raudańskim wąwozem znajdowała się niewielka wioska – niegdyś handlowa, a - jak się okazało - od upadku Qorionu głównie rybacka, w której ów trakt lądowy łączył się z wodnym, zmierzającym wprost do Dore na anerackiej granicy.
Dotarłszy do owej wioski, zwanej przez mieszkańców Ertą, Daemar zdał sobie sprawę, że nie uda mu się zbyt łatwo znaleźć tu pomocy, póki towarzyszył mu krasnolud. Dla jasności – sam Thurgon także nie wykazywał najmniejszej ochoty na skorzystanie z pomocy erimskich rybaków, nawet gdyby oni sami ją zaoferowali. Oczywiście jednak na to nie było nawet co liczyć. Zawziętość, z jaką obydwie rasy wyrażały wzajemną niechęć, była dla Daemara przygnębiająca i niezrozumiała. Im dłużej przebywali na Qertańskiej ziemi, tym bardziej gburowaty stawał się Thurgon, a przez stratę swojego młota – także ponad miarę zrzędliwy.
Mag dosyć szybko pogodził się z myślą, że w Ercie nie uda mu się ogrzać, wysuszyć, ani najeść do syta, toteż niezmiernie się uradował, gdy chociaż znalazł rybaka, który zgodził się zawieźć ich do Dore. Oczywiście za odpowiednią opłatą.
Aby nie marnować czasu, wyruszyli tego samego wieczora. Podróż niestety do przyjemnych nie należała, nie tylko ze względu na wietrzną i deszczową aurę, ale również na panujący w łódce nastrój. Thurgon nie miał ochoty rozmawiać, kiedy w pobliżu znajdował się Qertańczyk, o czym poinformował maga bąkając coś pod nosem w drodze na nabrzeże, natomiast ów wioślarz stronił od słów dla zasady i bez znaczących powodów, toteż wszyscy trzej skazani byli na milczenie. Daemar dokładał wszelkich starań, aby uprzyjemnić sobie ten czas paleniem fajki, jednak jak na złość zawilgły tytoń palić się nie chciał. W wyniku takiego obrotu sprawy do portu w Dore przybiła łódź z trzema zziębniętymi, zmokniętymi i nadąsanymi podróżnikami, spośród których trudno byłoby wyłonić najbardziej ponury wyraz twarzy...
Dore leżało na samej granicy pomiędzy erimskim Qertanem i człowieczym Królestwem Aneratu, gdzie Itaba wpadała do wielkiego Tirandu, a las Rimar barwił ich szerokie wody tysiącami jesienno-czerwonych liści. Położone było o cztery dni marszu od legendarnej twierdzy Wanhost, będącej przez wieki punktem spornym między oboma krajami oraz dodatkowo krasnoludami z Khargazoru, które ową twierdzę przed wiekami wzniosły i bezustannie starały się ją odzyskać. Wanhost zawsze cieniem kładł się na Dore i w zależności od tego, w czyich rękach się aktualnie znajdował, zmieniała się polityka miasteczka i warunki życia. Sprawa rozwiązała się sama w swoim czasie, kiedy erimowie odbili twierdzę zajętą przez nagorów z Urigrothu na krótko przed upadkiem Wielkiego Przymierza, a więc jeszcze za przyzwoleniem króla Aneratu, Elnora II. Krasnoludy z gór Vaimard natomiast przestały rościć sobie doń prawa, kiedy ich siedziba została splądrowana i zniszczona, a klan niemal całkowicie wybity przez hordę Skrzydlaków z gór Untar. Upadek Qorionu przyczynił się do spadku wartości handlowej, jaką posiadało Dore, jednak mimo to wciąż pozostawało ważnym punktem na Starym Trakcie i cennym ogniwem łączącym Quertan z Aneratem.
Zamieszkiwali je głównie ludzie, chociaż łowcy stanowili niewiele mniej liczną grupę, wykonując przy tym niemal wszystkie te same zawody – od rybaków, cieśli i garbarzy, po oberżystów i myśliwych. Jedynie pośród rycerstwa noszącego na piersi symbol królewski – miecz w koronie podtrzymywanej przez dwa rumaki – Daemar nie dostrzegał członków erimskiego rodu. Z oczywistych powodów to miejsce także nie przypadło nadmiernie Thurgonowi do gustu, choć i tak było zdecydowanie lepiej, niż w przypadku Erty.
Po opuszczeniu łodzi i uiszczeniu wioślarzowi sowitej opłaty, mag z krasnoludem opuścili nabrzeże portowe i udali się na poszukiwania karczmy, tudzież gospody. Było wczesne popołudnie. Dosyć ponure i deszczowe, ale czegóż można się było spodziewać po połowie Deszczownika.
Daemar nie pamiętał, kiedy ostatnio gościł w Aneracie, nie wspominając już o tak niewielkiej mieścinie, jak Dore, ale choć miasto mocno się zmieniło, ze znalezieniem właściwego miejsca nie mieli większego problemu. Tawerna „Czerwony Węgorz” wydawała się być idealnym miejscem dla dwóch mokrych, brudnych, głodnych i zmęczonych podróżników...
-Wynocha obdartusy! – powitał ich w drzwiach krzyk postawnego mężczyzny z obfitym wąsem stojącego za kontuarem. – Jazda, ale już! Nie stać mnie na jałmużnę, szukajcie szczęścia gdzie indziej!
Daemar stanął jak wryty, nie mogąc uwierzyć własnym uszom, Thurgon zaś wzrokiem zdawał się drzeć pasy i ćwiartować skatowane, ale wciąż żywe ciało karczmarza. Włosy na brodzie mu się zjeżyły, a pięści zacisnęły tak mocno, że prawie słychać było chrupanie kości. Widząc mordercze spojrzenie krasnoluda mężczyzna nieco spuścił z tonu, ale nie stracił wcześniejszej hardości, ani opanowania.
-No, no! Tylko bez żadnych burd mi tutaj. Straży wokół nie brak. Po co nam wszystkim kłopoty?
Większość twarzy znajdujących się w ciemnej, zadymionej sali z zainteresowaniem przyglądała się przybyszom i oczekiwała dalszego rozwoju wypadków. Thurgon z widocznym wysiłkiem, ale panował nad sobą.
-Podejdźcie no, panowie, to możemy pogadać... – zorientowawszy się o możliwości pomyłki, głos mężczyzny przestał być tak surowy i nieugięty, ale wciąż dawał do zrozumienia, kto jest górą.
-W innych okolicznościach nikt, kto nazwałby mnie żebrakiem, nie zachowałby całych kości... – wycedził przez zęby Thurgon. Daemar położył mu dłoń na ramieniu i odetchnął z ulgą widząc, że krasnolud jakoś przełknął zniewagę. Przeszli środkiem sali w stronę kontuaru, nie zważając na mało przychylne spojrzenia z jej głębi. Mag oparł się o wysoką ladę, czego niestety nie mógł uczynić krasnolud, bowiem nieprzystosowana do jego rasy sięgała mu wyżej nosa.
-Nie przybyliśmy tu żebrać – zaczął spokojnie Daemar. – Ale doceniamy ciepłe przywitanie...
-Panowie raczą wybaczyć... – podszedł wąsacz wycierając metalową miskę. – Czasy są trudne i biedoty nie brak. W niejednej tutejszej karczmie na samych słowach by się nie skończyło, wierzcie mi. Sami rozumiecie, nie wyglądacie na zamożnych... Chociaż w tę pogodę mało kto wygląda... – odłożył miskę na półkę. – Czym zatem mogę służyć waszmościom?
-Piwem – burknął Thurgon spod lady. – O ile tylko jest lepsze, niż tutejsze zwyczaje...
-Chcemy się ogrzać i wyspać zanim ruszymy dalej – odparł mag niepomny na uwagę towarzysza. – Potrzebujemy ciepłej strawy i pokoju. Chętnie także byśmy z kimś porozmawiali o...
-Jasna sprawa! – stanowczo przerwał wąsaty mężczyzna. – Tylko wybaczcie, ale wpierw chciałbym zobaczyć pieniądz... Obojętne – imperialny, dorgadzki, każdy jest dobry...
Thurgon ponownie zaczął się jeżyć. Daemar spokojnie wyjął sakiewkę, a z niej jeden ze szlachetnych kamieni i położył na ladzie. Mieniący się niezliczonymi odcieniami błękitu klejnot rozpalił w oczach oberżysty iskry pożądania.
-Czy taka waluta się nada? – spytał mag z lekkim uśmiechem.
Człowiek wziął kamień do ręki i zaczął mu się uważnie przyglądać.
-Piękny... Jak najbardziej się nada! – wyszczerzył zęby oglądając przez klejnot płomień świecy. – Wygląda na najlepszą krasnoludzką robotę!...
-Może i wygląda, ale nie jest. – nadął się Thurgon także przyglądający się wspaniałej bryłce wystawiając nos spod kontuaru. – Wart jest znacznie więcej... Jest bardziej foremny i czystszy, niż kiedykolwiek widziałem. – wycenił swoim wprawnym okiem.
-Zatem wszystko, o co prosiłem, a także piwo dla mojego towarzysza będzie uczciwie opłacone – przerwał im Daemar. – Oraz chciałbym z kimś pomówić o kupnie konia... Byłaby taka możliwość?
-Yyy... Tak! Jak najbardziej. – wąsacz z trudem oderwał wzrok od szafirowej błyskotki. – Jest taki jeden... Mieszka niedaleko. Ma stadninę na handel z łowcami. Dość drogo sobie liczy, ale mogę... – uśmiechnął się podejrzanie. – ...Mogę z nim porozmawiać. Wtedy może dałby taniej...
-Jednakowoż wolę sam z nim pomówić.
-Rozmówię się z nim! Może nawet sprzeda wam dwa konie za trzy kwarty ceny!
-Nie potrzeba mi dwóch – odparł Daemar. – Doprawdy zbędny trud.
-No tak, ale we dwóch jechać to szybciej konia zmęczyć. Lepiej by było mieć...
-Nie jedziemy we dwóch. Jadę sam. Nie potrzebuję drugiego konia, ani niczego, czego nie wymieniłem. – mag był już wyraźnie poirytowany natarczywością oberżysty.
„Hamar! Przynieś nam więcej piwa!” – krzyk z głębi sali oderwał uwagę wąsatego mężczyzny od podróżników.
-Zaraz, zaraz! – odkrzyknął zawołany, po czym zwrócił się ponownie do maga. – Za chwilkę się wami zajmę, waszmoście. Tymczasem Marot zaprowadzi was do pokoju... – pstryknął palcami na młodego chłopaka na zapleczu, a gdy ten podszedł, poinstruował go, co należy zrobić.
Marot odprowadził ich do pokoju, w którym po chwili zapłonął ogień w palenisku. Thurgon zapalił swoją żelazną fajeczkę i zasępił się. Daemar rozciągnąwszy płaszcz na oparciach krzeseł usiadł na łóżku wyścielanym zwierzęcymi futrami.
-A więc dalej jedziesz sam, magu? – krasnolud przerwał milczenie ponurym głosem.
-Tak...- odmruknął zamyślony starzec. – Chyba tak będzie dobrze... Tak planowaliśmy. Dotarliśmy do Dore, dalej powinienem jechać sam, Thurgonie.
-„Tak będzie dobrze...” – powtórzył krasnolud wpatrując się obojętnie w ogień. – Może i dobrze. Jednakowoż swojego długu to ja nie spłaciłem...
-Nie masz wobec mnie długów, przyjacielu. Ty mnie pierwszy przed trollem ocaliłeś, więc kiedy cię później opatrywałem, spłacałem własny dług... Jesteśmy kwita.
-Nie ocaliłem cię – brodacz przecząco pokręcił głową. – Kilka godzin nań polowałem. Zdążył powalić moich towarzyszy, zanim go ode mnie odciągnąłeś. Gdyby nie to, nie dorwałbym go i nie wytłukł mu życia ze łba... Później zaś mogłem skończyć z erimskimi strzałami w czole...
-Takie wyliczanie nie ma sensu, Thurgonie. Nie jest ważne kto kogo ile razy ratował. Ważne jest, że udało nam się dotrzeć do Dore, gdzie każdy z nas może podążyć dalej swoją drogą. Niezwykłej wagi i nie cierpiące zwłoki sprawy spadły na moje barki, przez co muszę dotrzeć jak najszybciej do Kolen Sirnu. To, co będzie dalej, zależy od ustaleń Wysokiej Rady. Nie wykluczam także, że na dłużej zostanę w wieży Ortanosa... Doprawdy, nie ma sensu, abyś jechał tam ze mną. W obradach udziału wziąć nie możesz, ani też żadnego lepszego zajęcia tam nie uświadczysz.
-Aye... Gdzieżby się nam mieszać w sprawy Magów?... Ale tutaj też nie mam czego szukać. Zbyt wielu erimów widać na każdym kroku, a ja nawet swojego młota nie mam. Miejsca tu nie zagrzeję... Nawet Ambor nie jest dobrym miejscem dla Khazadarowego syna. Ech, gdyby wciąż istniał wielki Khargazor... – westchnął nostalgicznie.
-Gdyby istniał Khargazor, ty raczej nie znalazłbyś się w Azaram... Poza tym zawsze pozostaje ci jeszcze Ankhalion – zauważył mag. – W Imperium żyje bardzo wielu krasnoludów. Niewykluczone, że znalazłbyś tam innych potomków obrońców Khargazoru...
-I tak, i nie, magu. Nie ciągnie mnie do Imperium. Do mieszkania na człeczych ziemiach... To nie krasnoludzka dola. Ale są tam także siedziby naszych podgórskich braci, jak Dur Gur, czy Horkhargad... Chociaż ci ostatni odwróceni są od Khazadara. Może jednak tam gdzieś znajdę swoje miejsce... Któż wie?...
Daemar w milczeniu nabijał fajkę przytakując jedynie od czasu do czasu Thurgonowym słowom. Wydawał się skupiać na nich swoją uwagę, podczas gdy w rzeczywistości jego myśli błądziły zupełnie gdzie indziej. Nie znaczy to jednak, iż w ogóle go nie słuchał.
-Ale skoro już tam zmierzam... – podjął po chwili krasnolud z dziwnym błyskiem w oku. - ...to mogę ci jeszcze potowarzyszyć, magu. Jeśli pamięć mnie nie myli, to stąd do gór Merinen i wrót Dur Guru najkrótsza droga biegnie tuż obok waszej siedziby.
Starzec przyjął słowa towarzysza obojętnie. Wolałby wprawdzie samemu dotrzeć do bursztynowej wieży, ale z drugiej strony na tyle polubił Thurgona, że nie miał nic naprzeciwko kilku kolejnym dniom w jego towarzystwie.
Siedział na łóżku zapatrzony w ogień i spokojnie pykał fajeczkę. Jego myśli powoli porzuciły temat krasnoluda i skupiły się na kwestiach znacznie istotniejszych, czyli zbliżającym się spotkaniu z Ortanosem. Tak wiele rzeczy mieli do omówienia – sprawę zaginionego Caldarinu, szaleństwa Dorgona i sytuacji w Kaliasie, zastanawiającego spotkania ze Skrzydlakiem w ruinach Qorionu... Potrzebował się do tego przygotować oraz dokładnie posegregować wszystkie chaotyczne i pourywane myśli...
Do Kolen Sirnu pozostały mu dwa dni drogi, jeżeli tylko uda mu się nabyć wierzchowca, toteż czuł się tak, jakby był już niemal na miejscu. Pomimo wszelkich napotkanych trudności udało mu się tego dokonać w dosyć krótkim czasie, wobec czego miał całkowite prawo do zadowolenia.
Energiczne pukanie wyrwało ich obu z zadumy i kontemplacji gęstych obłoków dymu tytoniowego wypełniających całą izbę. Przez uchylone drzwi wsunęła się okrągła, wąsata twarz karczmarza i z olbrzymim uśmiechem obwieściła...
-Strawa dla waszmościów gotowa!...

W przeciwieństwie do manier Hamarowi nie sposób było odmówić dobrej kuchni. Gorący gulasz z kapustą i pajdą chleba znakomicie zaspokoił głód podróżników i rozgrzał ich zdecydowanie lepiej, niż niewielkie palenisko po środku izby. Po obfitym posiłku Thurgon rozsiadł się wygodnie na ławie i opróżnił po kolei kilka dużych kufli miejscowego piwa.
-Nawet nie jest takie złe... – rzucił chyłkiem do sączącego od dłuższego czasu kubek wina Daemara. – Jednak do prawdziwego krasnoludzkiego ale się nie umywa. Trochę słabe, rozwodnione... ot, zwykły człowieczy sikacz. Chwała mu jednak za to, że jest co do gardła wlać!
Daemar lekko się uśmiechnął widząc rozweselonego trunkiem towarzysza, wciąż jednak w półmroku tawerny wypatrywał człowieka, o którym mówił mu Hamar. Karczmarz miał go zawiadomić o gościach zainteresowanych kupnem konia, a ten miał się przed zmrokiem pojawić w „Czerwonym Węgorzu”, czego jednak na razie nie uczynił. Oczekiwanie przedłużało się i mag zaczął mimowolnie przysłuchiwać się otaczającemu gwarowi. Ktoś grał w kości, ktoś inny wykłócał się o pieniądze, jeszcze ktoś prawił o kobietach, tudzież trollicach, kurwiszonach i innych równie ciekawych stworzeniach. Ogólnie nic, czego nie można by usłyszeć w każdej innej tawernie.
Przy stoliku nieopodal, gdzie zasiadało i gaworzyło niemało chłopa, ktoś powstał wzbudzając swoją chwiejną postawą falę śmiechu. Zaokrąglony na twarzy, nieco podstarzały trubadur, zdrowo przy tym podpity, osuszył do końca kufel i wrzasnął do kompanów.
-...No to ja wam w takim razie dzisiaj zaśpiewam!... – uparcie walczył z mocno plączącym się językiem. – A zaśpiewam wam o... o... o Emero... Hep! O Emenorze! O wielkim Pogromcy Taurów, który walczył... Który walczył z Taurami i nagorami... Wielkim był wojownikiem i postrachem wrogów! Niepokonanym mężem i... I dlatego wam teraz zaśpiewam... o Emenorze Womon... Womorn... Wom... – cała sala parsknęła gromkim śmiechem, kiedy alkohol przezwyciężył językowe talenty barda. Pośród poklepywań, szturchnięć i okrzyków został posadzony spowrotem na ławie przed nowym kuflem złotego trunku. Ogólna wesołość nie do końca udzieliła się Thurgonowi, który tylko prychnął z pewną dozą politowania.
-Śmieszny jest człeczy ród... Byle drobnostka ich cieszy... Byle chłystek, któremu udało się czegoś dokonać, opiewany jest w pieśniach i legendach... Gdyby chociaż połowa z nich na owe peany zasługiwała! Gdyby ich czyny rzeczywiście były warte pamiętania, wtedy pewnie pieśni na ich cześć znaliby wszyscy i nie traktowali ich jak karczemnych przyśpiewek...
-Gdyby chociaż połowa krasnoludów potrafiła dokonać tego, co Emenor Womorndrah... – przerwał mu nieco skonfundowany mag. - ...Urior niebyłby w stanie zagrozić Rozległym Krainom.
-A czegóż takiego dokonał? – oburzył się Thurgon. – „Pogromca Taurów”, „Wielki Wojownik”... Też mi tytuły. Ciekawym, czy zabił kiedykolwiek chociaż jednego... Nawet może być małego Taura!
-Zrobił znacznie więcej, niż sobie wyobrażasz.
-Cóż takiego? – udawana powaga w głosie krasnoluda wcale nie świadczyła o jego faktycznym zainteresowaniu sprawą.
-Jeszcze za życia stał się legendą, żywym symbolem walki z czarnymi hordami Urioru. Jego niezwykły miecz z Silferilu siał postrach w szeregach nieprzyjaciół... Uwięziony przez samego Malgadora zdołał uciec z Uriorskiej Cytadeli i tylko dzięki niemu wiemy co nieco o Urigrocie i samej twierdzy Mrocznego.
-W istocie... – mruknął Thurgon, na którym nie zrobiło to żadnego wrażenia. – W mej ciekawości pozostaje tylko, ile z tego jest prawdą... Pieśni i legendy w człeczych podaniach potrafią z myszy zrobić wilka. I to o rozmiarach konia!
-Cóż możesz o tym wiedzieć! – zaperzył się mag rozlewając z nerwów resztkę wina z kubka. – Kiedyś ludzie byli niemniej mężni i szlachetni, niż krasnoludy, czy solwirowie! Nigdy przy tym nie byli tak butni i zapatrzeni w siebie... Cała historia Emenora jest prawdziwa i warta wszelkich peanów, czy tego chcesz, czy nie! Ja z kolei pierwej zastanowiłbym się, czy upadły Khargazor rzeczywiście zasługuje na przypisywaną mu przez was wielkość i chwałę...
Thurgon odstawiwszy od ust kufel zmarszczył brwi i nastroszył mokre od piwa wąsy. Wspomnienie twierdzy Złotego Młota wyraźnie mu się nie spodobało w tej rozmowie.
-To nie jest teraz ważne, magu. Ale skąd pewność o prawdziwości tej historii? Przecież wszyscy, nawet – przyznaję – krasnoludy, czasami ubarwiają swe opowieści...
-Gdyż dobrze pamiętam tamte dni. – odpowiedź Daemara wyraźnie zainteresowała podchmielonego towarzysza. – To były trudne czasy Wielkiej Wędrówki, na krótko po Wojnie Jadu. Wtedy jak nigdy potrzebne były wielkie czyny wielkich ludzi. A Emenor bezsprzecznie należał do tych największych! Sam wówczas pomagałem w tworzeniu map Urigrothu na podstawie jego słów. Wprawdzie niewiele z tego udało się sprawdzić, gdyż, jak zapewne wiesz, nie jest to ziemia z której łatwo jest wrócić żywym, ale mimo to nie ma podstaw, by wątpić w jego opowieści.
-Aye, prawda... – przytaknął Thurgon pociągnąwszy kolejny łyk. – Nie chciałbym się tam znaleźć bez dobrej stali w ręku i plecaka zapasów...
-Nie sądzę, by kiedykolwiek zaistniała taka potrzeba. – mag uśmiechnął się i uniósł kubek, lecz zaraz się zorientował, że ostatni łyk wina wylądował przed chwilą na stole...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wulfgar
Klanowy Mędrzec



Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 453
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Midirhielm

PostWysłany: Pią 10:42, 01 Wrz 2006 Powrót do góry

kurcze z biwegiem czasu idzie ci coraz lepiej .,,. Coraz bardziej mi się podobają twoje teksy .Od dzieś jesteś TolkienGrim


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Pią 14:36, 01 Wrz 2006 Powrót do góry

he he - miło mi to słyszeć Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wulfgar
Klanowy Mędrzec



Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 453
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Midirhielm

PostWysłany: Sob 15:52, 02 Wrz 2006 Powrót do góry

ba -miło mi to ppisac


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Sob 17:21, 02 Wrz 2006 Powrót do góry

miło mi że jest Ci miło ;P


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Isilas Oddech Lasu
Klanowy Mędrzec



Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: W pobliżu Drogi Mlecznej

PostWysłany: Sob 17:42, 02 Wrz 2006 Powrót do góry

Niemiło mi, że tak miło piszecie, że wam miło i miło offtopujecie Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Sob 18:14, 02 Wrz 2006 Powrót do góry

ani człowiek nie czuje jak mu sie zrymuje Wink

ale racja - koniec offtopu :]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Borbag Molgerg
Wiedzący



Dołączył: 14 Lut 2006
Posty: 199
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/10
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Sob 22:51, 02 Wrz 2006 Powrót do góry

Yyy... 5 ostatnich postów?? Offtop??!! To jest spam raczej... Razz

No ale tak wogle to Orgrim Rolling Eyes naprawdę niezłe Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Sob 22:57, 02 Wrz 2006 Powrót do góry

oj przesadzasz, przesadzasz...

ale dzięki i zapraszam do innych fragmentów Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wulfgar
Klanowy Mędrzec



Dołączył: 10 Lut 2006
Posty: 453
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Midirhielm

PostWysłany: Nie 2:57, 03 Wrz 2006 Powrót do góry

mio nie miło w takim razie jst mi miło i będzie mi miło etc


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Thornvall
Mędrzec Imperium



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Północne Krainy

PostWysłany: Nie 15:17, 03 Wrz 2006 Powrót do góry

Co do offtopów, to w tym Kąciku Orgrim jest Panem na włościach i choć przyznaje, że trochę niepotrzebnych postów się posypało, to nie będę się wtrącał... Cool

Co do fragmentu - mogę powiedzieć tylko tyle, że to kolejny kawał dobrych wypocin Very Happy
A Orgrim - wytłumacz mi co to są kurwiszony Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Nie 15:32, 03 Wrz 2006 Powrót do góry

[link widoczny dla zalogowanych] proszę bardzo Smile

he he - a co do spamowania to przyznaje że się zapomniałem, ale skoro ja zacząłem bałaganić to nikogo nie będę upominał...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Thornvall
Mędrzec Imperium



Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Północne Krainy

PostWysłany: Nie 15:36, 03 Wrz 2006 Powrót do góry

Wybacz Orgrim - co to słowo oznacza w potocznej mowie wiem doskonale, ale po przeczytaniu fragmentu:

Orgrim we fragmencie napisał:
Ktoś grał w kości, ktoś inny wykłócał się o pieniądze, jeszcze ktoś prawił o kobietach, tudzież trollicach, kurwiszonach i innych równie ciekawych stworzeniach.


pomyślałem, że jest to może jakieś nowe wymyślone stworzenie z Twojego świata Laughing Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Nie 15:38, 03 Wrz 2006 Powrót do góry

he he - no nie, tak źle ze mną nie jest Laughing

chodziło głównie o to, że ktoś bluzgał na kobiety i wyzywał od trollic i kobietaów, ale widocznie będę to musiał poprawić Cool


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
 
 
Regulamin