FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 22. REJS, CZYLI KRASNOLUD NA POKŁADZIE... Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Nie 12:52, 06 Maj 2007 Powrót do góry

Jak juz mówiłem - powolutku, ale do przodu Wink
tak sobie z wolna powstaje, kiedy pojawiają się przebłyski wolnego czasu Smile
Kolejny kroczek do przodu...


* * *

Ulice miasta powitały ich zimnym i deszczowym wieczorem, który całkiem skutecznie zdołał przegnać mieszkańców do ich domostw, gospód, bądź zamtuzów w poszukiwaniu szeroko rozumianego ciepła.
Imperium Ankhaliońskie, a w szczególności jego południowo wschodnie obrzeża od Taredasu po Rimarską Puszczę, słynęły swoją swobodą obyczajów i wymieszanym, wielorasowym społeczeństwem. Bez trudu można tu było uświadczyć krasnoludów biesiadujących wraz z ludźmi, czy nawet – ku straszliwemu zgorszeniu Thurgona – z łowcami! Nad to, niczym niezwykłym było napotkanie erimskich kobiet, lub mężczyzn zabawiających się i obłapiających ludzkie dziewki, które z kolei zdawały się być tym faktem zachwycone, sądząc po ich radosnych piskach i chichotach. Zapewne w mieście nie brakowało również czarodziejów z solwirskiego ludu, niemniej jednak w karczmach nie szło ich na ogół obaczyć. I całe szczęście, albowiem jak głosiła stara mądrość – napity czarownik, to nieobliczalny czarownik...
Nocleg znaleźli dopiero w czwartej odwiedzonej gospodzie, która, zapewne przez wzgląd na dość obskurne warunki, nie pękała w szwach od nadmiaru gości. Udało im się wspólnie w sakiewkach wygrzebać ilość miedziaków wystarczającą do opłacenia, po całkiem zaciętych targach, siennika na poddaszu, albowiem Daemar ani myślał trwonić szlachetnych kamieni od Olvena w takim miejscu. Poddasze było ciemne, brudne i przewiewne, niczym wiklinowy kosz, zapewniając nieznaczną tylko ochronę przed zimnem, które coraz silniej dawało o sobie znać. Niewielka oliwna lampka sprezentowana im przez gospodarza dawała tyleż samo ciepła, co i światła, a więc wyjątkowo niewiele, w sienniku natomiast harcowały ani chybi całe stada pcheł.
-Ot, na co nam przyszło... – skwitował gorzko krasnolud oświetlając lampką poddasze. – Tuszę, że długo tu nie zabawimy, magu, co by robactwo z tego leża nie zdążyło nas żywcem do kości obeżreć?...
Daemar usiadł na poszarzałej desce imitującej ławę i w milczeniu zajął się ściąganiem butów. Zapach kurzu i przesuszonego siana świdrował mu nozdrza. Również nie miał najmniejszej ochoty pozostawać tu dłużej, niż było to absolutnie konieczne.
-...Przeklęte człecze chaty – mruknął Thurgon niby do siebie oświetlając stare, spękane krokwie i jętki, tworzące uginającą się pod własnym ciężarem więźbę dachu. – Jakże można tak żyć? Spać w zapchlonych barłogach, w chatach ze śmierdzącego i trzeszczącego drewna, w pyle i kurzu... Byle iskra puściłaby to wszystko z dymem... Tfu! – splunął soczyście zbierając z twarzy brudną pajęczynę. – ...Otóż i cała chwała wielkiego Imperium!...
-Gwarantuję ci, Thurgonie, że opuścimy Ullagrin tak szybko, jak tylko uda nam się znaleźć okręt. Ni mniej, ni więcej.
-Okręt? – znieruchomiał Thurgon, odpinając od pasa miecz i wytrzeszczył oczy. – Ale po co nam okręt?
-...Żeby nie budować kolejnej tratwy. Na Loth Endei nie ma drogi innej, niż morska, a zatem okręt może nam się przydać – odpowiedział zupełnie spokojnie starzec, nie przerywając sobie rozwijania onuc ze stóp, chociaż wiedział, jak nietęgą minę musiał mieć w owej chwili jego towarzysz. - ...Zdałoby się więc czym prędzej odwiedzić przystań i zasięgnąć informacji.
-...Jeślim do reszty nie zgłupiał, mieliśmy mierzyć do Haerunu... – wyburczał po dłuższym milczeniu skonfundowany krasnolud. – Gdzie chędożony Haerun, a gdzie ta przeklęta wyspa?
-Owszem, mierzymy do Haerunu, ale wpierw muszę dotrzeć na Loth Endei. Odszukawszy Mantara, członka Rady i mojego dawnego przyjaciela, ruszymy dalej. Po powrocie na kontynent odwiedzimy Dolmar, gdyż muszę spotkać się z cesarzem Ereinonem. Dalej przez Dolmesor przekroczymy cadarską granicę. Miejmy nadzieję, że nieumarłe wojska respektują zasady niedawno zawartego rozejmu... Za Rogatą Przełęczą droga do Haerunu będzie już prosta. Zamieszkujący Zagórze erimowie nie znają zbytnio krasnoludów. Nie powinni być wrogo nastawieni. To nie Qertan, więc i ty nie powinieneś spoglądać na nich jak na Qertańczyków, Thurgonie – Daemar ostrożnie i z pewnym obrzydzeniem usadowił się na szeleszczącym, zasuszonym sienniku. - ...Chyba, że postradałeś już chęć towarzyszenia mi w podróży?...
-Nie godzi się cofać raz danego słowa, magu – bez namysłu odparł krasnolud. – Zatem i ja tego czynić nie zamierzam. Woda to nie miejsce dla krasnoluda, ale jeżeli taki mus, to i na okręt wejdę. A niech tam... Był koń, była kupa drewna na rzece, była łódź i jakowyś gad czarodziejski, to niech i okręt będzie. Jeśli mi na morskim dnie spocząć pisane, to i tak na nie trafię.
-Przesadzasz, przyjacielu. Po morzach pływać ni w połowie tak niebezpieczne, jak ci się mieni. Ludzie już od wieków żeglują po wodach otaczających Eltar, wypuszczają się coraz dalej i wracają... Nad to powiem ci, że w tej części świata znacznie to bezpieczniejsze, niż gdziekolwiek indziej. W zatoce Noritiaren morze jest spokojniejsze, węży i innych stworów wodnych niewiele... Tutaj jedynie Syren żeglarze słusznie się obawiają, ale i prawda taka, że póki kto losu kusił nie będzie, to i Syren winien nie zobaczyć.
-Syrenom pies mordę lizał – burknął Thurgon zdejmując skórzaną kamizelkę i sadowiąc się na sienniku obok maga. – Woda to nie miejsce dla krasnoluda...


* * *

Thurgon niechybnie wiedział, co mówi. Woda nie była miejscem dla krasnoluda, toteż Daemar z niekłamanym podziwem obserwował jego heroiczne zmagania uciążliwą chorobą morską, towarzyszącą mu nieprzerwanie od samego wejścia na pokład.
Karaka o dźwięcznej nazwie Ullenbeleth opuszczała port następnego dnia o świcie, o czym Daemar dowiedział się zupełnie przypadkiem, zasłyszawszy z dołu rozmowę dwóch podpitych jegomości, pewnikiem marynarzy, którzy dopiero co powrócili z wyspy na Morzu Wichrów. Jeszcze przed wschodem słońca wraz z Thurgonem opuścili cieknące poddasze gospody i ruszyli do portu, gdzie bez większych problemów udało im się dogadać z kapitanem. Kapitan był wysokim, smagłym mężczyzną, nad podziw chętnym do rozmów i bardzo łasym na szlachetnie pobłyskujące argumenty. Rychło i bez zbędnych pytań zostali wpuszczeni na pokład i otrzymali własną kajutę marynarską. I wtedy się zaczęło...
Nawet nieznaczne kołysanie przyprawiało Thurgona o mdłości, czego z początku nie zamierzał po sobie pokazywać, a co niestety po krótkim czasie samo wyszło na jaw. Nie pomagało żucie tytoniu, ani żadne wymyślne ziółka, oferowane przez pokładowego cyrulika, po którego posłał uprzejmy kapitan. Dodatkowo widok otwartego, wzburzonego morza, bujającego karaką na wszystkie strony, wyjątkowo silnie odpychał krasnoluda od burt i bulajów, przez co Thurgon większość czasu spędzał pod pokładem, co niestety tylko nasilało skurcze żołądka. Leżał bezwładnie na pryczy jęcząc i zasłaniając rękami twarz, co jakiś czas sięgając po wiadro, tudzież miskę.
Na szczęście dla wszystkich w końcu znalazło się skuteczne lekarstwo. Pół beczułki rumu wlane z niemałym trudem w puste trzewia krasnoluda szybko zdołało zmylić jego błędnik, oraz przekonać, że rozkołysane ściany i podłogi to niechybnie całkiem normalna rzecz.
Pominąwszy błędny wzrok i okrutną bladość na twarzy można by rzec, że wprawa, z jaką później balansował ciałem po chwiejnym pokładzie, mogłaby zawstydzić niejednego wilka morskiego. Dodatkowo proces pojenia go trwał na tyle długo, że Ullenbeleth zdążył minąć Syrenie Wyspy, oddzielające sięgającą najbardziej w głąb lądu część zatoki od otwartych wód Morza Wichrów, pozbawiając go tym samym możliwości zobaczenia ich na własne oczy. Mimo to Thurgon wcale nie sprawiał wrażenia zawiedzionego. Przeciwnie wręcz – z błogim i tępawym wyrazem brodatej twarzy ochoczo poznawał i jednał sobie kolejnych członków marynarskiej braci. Ci z kolei, jako że nie często mięli możliwość goszczenia na pokładzie krasnoluda, a już prawdziwym rarytasem było zobaczenie przedstawiciela tej twardogłowej rasy w stanie podobnego upojenia, równie chętnie nawiązywali ową znajomość. Gromkie śmiechy i dowcipy majtków przetaczały się nieustannie po pokładzie, dopóki zmęczony Thurgon nie usnął błogim snem w kłębowisku grubych lin pod fokmasztem.
Daemar zdecydowaną większość czasu spędzał w kajucie kapitańskiej, nie tylko przez wzgląd na przenikliwie zimny wiatr hulający nad niespokojnym morzem, ale także dla towarzystwa samego kapitana, który okazał się być nie tylko skorym do rozmów, ale i wyjątkowo dobrze poinformowanym człowiekiem.
-...Północna marchia nielicho ucierpiała w tej wojnie. Takie przynajmniej wieści krążą wśród ludzi, a ja słuchać potrafię. Nie chcę plotów powtarzać, ale pono nawet trupiaki za Ghrodd przeszły. Twierdzę minęły, bo cała załoga nosa nie wytknęła za bramy, szczając pod siebie ze strachu. Gadają, że pod Emoron całą kupą parli, paląc i wyżynając wszystko po drodze. Pewno miasta nie minąłby los tych wszystkich zrównanych z ziemią wiosek, z których ino popiół ostawili, zdechlaki parszywe. Jakże to być może, że żołnierz w murach się kryje i daje bezkarnie plugawcom po swojej ziemi buszować? Jakby Pesothien, które przeca niemało zabawy ma u siebie z dzikusami z gór, nie przyszło z odsieczą, to kto wie, czy przeklęty Cadar nie położyłby swoich kościstych łap na Dolmesorze i Szarym Grzbiecie, a stamtąd już do Dolmaru blisko, oj blisko... Wtedy to i nawet Emenrath mogliby próbować wziąć, choćby nawet głodem, bo w kleszczach nietrudno by go odciąć od Imperium. Gdyby Pesothien nie pobiło ich nad Gavoną, nie byłoby teraz rozejmu... Ale i karę za to srogą ponieśli, nieszczęśnicy. Trupiaki plugastwo jakieś zasiały, cholerę paskudną, co zwycięskie wojsko szybko zdziesiątkowała. I mało to jeszcze. Jak z bitwy powrócili, zaraza się w try miga po mieście rozniosła. Zielarze i druidzi nie zdążali leczyć paskudnego moru. Gada się nawet, że czwarta część miasta wymarła. Szczęściem jakim jeno się to dalej nie poniosło po świecie... Tfu! Obym tylko nie wykrakał czego. Tak też jak najkrócej na stałym lądzie chciałem zostawać... Dzień jeden na przeładunek i wracam na wyspę z powrotem...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Orgrim dnia Czw 13:24, 10 Maj 2007, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Fragrensis
Mistrzyni Lux'a



Dołączył: 19 Sty 2007
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Lux Triumphans

PostWysłany: Nie 14:11, 06 Maj 2007 Powrót do góry

Cóż rzec mogę...? Podoba mi się, widzę, że zaczyna sie teraz coś dziać, na co nie zapowiadało się w poprzednim fragmencie.

Zrobiłeś duże postępy w użyciu języka, idzie to to teraz znacznie sprawniej (chociaż bardzo dobrze było już w początkowych fragmentach!), kiedy teraz to czytam, wydaje mi sie takie naturalne...chociaż może zależy to też od tego, że już się do Twojego "stylu" przyzwyczaiłam Smile
Od strony stylistycznej wygląda to bardzo dobrze, podoba mi się i język i składnia (takie zawodowe zboczenie, wybacz :*), interpunkcja też dużo lepiej Smile cieszę, że trochę mnie czasem słuchasz Razz

Teraz coś o treści:
sposób na chorobę morską bardzo mi się spodobał, w sumie zmylenie błonnika poprzez napojenie trunkiem jest prawdopodobne i sprawdza się doskonale Smile (znajoma zawsze tak robiła i jakoś podróże po tafli wody przeżyć mogła Smile ).


Cytat:
Ulice miasta powitały ich zimnym i deszczowym wieczorem, który całkiem skutecznie zdołał przegnać mieszkańców do ich domostw, gospód, bądź zamtuzów w poszukiwaniu szeroko rozumianego ciepła.
Imperium Ankhaliońskie, a w szczególności jego południowo wschodnie obrzeża od Taredasu po Rimarską Puszczę, słynęły swoją swobodą obyczajów i wymieszanym, wielorasowym społeczeństwem. Bez trudu można tu było uświadczyć krasnoludów biesiadujących wraz z ludźmi, czy nawet – ku straszliwemu zgorszeniu Thurgona – z łowcami! Nad to, niczym niezwykłym było napotkanie erimskich kobiet, lub mężczyzn zabawiających się i obłapiających ludzkie dziewki, które z kolei zdawały się być tym faktem zachwycone, sądząc po ich radosnych piskach i chichotach. Zapewne w mieście nie brakowało również czarodziejów z solwirskiego ludu, niemniej jednak w karczmach nie szło ich na ogół obaczyć. I całe szczęście, albowiem jak głosiła stara mądrość – napity czarownik, to nieobliczalny czarownik...


Wrzuciłam tutaj ten fragment, ponieważ chciałam zaznaczyć, jak wiele wrażenie robią na mnie Twoje opisy i miejsc i sytuacji. Masz wyobraźnię...potrafisz wprowadzić niesamowity klimat...stworzyć nastrój Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Nie 15:17, 06 Maj 2007 Powrót do góry

:*

dziękuję - właśnie takich rzeczowych opinii mi brakuje (chociaż nie doszukałem się tu krytyki ^^)

mam nadzieję, że recenzja, na którą czekam niecierpliwie, będzie w nią obfitować (bo inaczej rozpłynę się w peanach) :*

dziękuję serdecznie Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fragrensis
Mistrzyni Lux'a



Dołączył: 19 Sty 2007
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Lux Triumphans

PostWysłany: Nie 16:04, 06 Maj 2007 Powrót do góry

Trudno w tym krótkim fragmencie znaleźć jakieś usterki Razz niestety...nie martw się, w całości coś tam znajdę Smile (tylko najpierw skończę swoją prace pisać...)

Powiem tylko, że im dalej, tym lepsze opisy, chociaż prolog, przyznam szczerze, powalił mnie...
Mam tylko nadzieję, że wprowadzić do tego wszystkiego troszeczkę więcej akcji, chociaż rozumiem, że są fragmenty, które muszą stanowić klimat i w akcję wprowadzać Smile
Czekam na dalsze części...a, jeżeli pozwolisz, dorzucę sobie do całości na dysku Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Orgrim
Mędrzec Imperium



Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram

PostWysłany: Nie 16:11, 06 Maj 2007 Powrót do góry

mogę podesłać własnoręcznie, jako że to co już napisane wciąż ulega drobnym poprawkom kosmetycznym Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Fragrensis
Mistrzyni Lux'a



Dołączył: 19 Sty 2007
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Lux Triumphans

PostWysłany: Nie 16:34, 06 Maj 2007 Powrót do góry

Więc ślicznie poproszę, może więc te przecinki paskudne wstawię dopiero, kiedy dzieło swe ukończysz? Kiedy uznasz, że poprzednie części oprawy już nie wymagają? Razz (czytaj: uduszę, jeżeli poprawiłeś bardzo wiele Razz )
Podeślij :*


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zhur
Przybysz z Bel-Far



Dołączył: 09 Mar 2006
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

PostWysłany: Czw 0:43, 10 Maj 2007 Powrót do góry

omfg ;| ile kawałków temu ostatni raz recenzowalem (sic!) ??? .....szybciej niz ckm Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
 
 
Regulamin