Orgrim
Mędrzec Imperium
Dołączył: 16 Lut 2006
Posty: 623 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: z Azaram
|
Wysłany:
Czw 15:56, 03 Sie 2006 |
|
Dokończenie fragmentu 6.
* * *
Oślepiony troll ryczał opętańczo i tłukł maczugą, drugą łapą zasłaniając porażone oczy. Wycofywał się między skały w poszukiwaniu kryjówki przed straszliwym białym blaskiem kostura. Ucieczka powiodła się. Troll znikł na chwilę za skalnym wyłomem, zostawiwszy za sobą rumowisko pokruszonych uderzeniami kamieni. Mag ruszył za nim, ale po chwili zorientował się, iż był to błąd. Askor potykał się, chwiał, nieustannie walczył o utrzymanie równowagi na gruzowisku. Nagle troll wyskoczył zza wyłomu i zaatakował. Spłoszony koń runął na ziemię, a Daemar wraz z nim. Bestia błyskawicznie znalazła się przy nich, z maczugą gotową do zadania ciosu. Mag ostatkiem sił posłał wiązkę światła w oczy potwora, ale to nie mogło go powstrzymać.
Nieoczekiwanie troll zawył i opadł na jedno kolano, przytrzymując się ramionami, by nie runąć na ziemię całym cielskiem. Niewypowiedziana wściekłość wymalowała się na jego szkaradnej mordzie, ale zaraz zamieniła się w grymas bólu. Jego głową szarpnęło jakieś mocarne uderzenie, a oczy zaszły mgłą. Zdołał jeszcze drżącą dłonią sięgnąć swego karku, z którego popłynęła struga brunatnej krwi. Rzucił puste i mętne spojrzenie na maga, wsparł się na ramionach po czym padł bez życia na ziemię.
Dopiero teraz Daemar mógł dostrzec krępą sylwetkę wojownika, z wciąż uniesioną po ciosie bronią, stojącego na niezbyt wysokiej skałce. Szalenie tęga budowa ciała i niewielki wzrost świadczyły, iż był to krasnolud. Miał sięgającą pasa brunatną brodę, uplecioną w gruby warkocz oraz dosyć długie włosy spływające na szerokie ramiona, chronione przez masywną kolczugę z grubych pierścieni. Cały umorusany był mokrym gliniastym błotem, wymieszanym z krwią i żwirem.
-Ech... Przeklęte bydlę. Niech sczeznę, jeśli to nie ostatni... – krasnolud zeskoczył ze skały i splunął. Oparł głownię młota o ziemię, po czym przetarł dłonią spocone czoło. – A kimże ty jesteś człowiecze, że bez porządnej stali się na trolla zamierzasz? To twarde bestie, co czarowaniom się nie dają... – zwrócił się do leżącego starca.
-Wygląda więc na to, że jestem twoim dłużnikiem – mag niezgrabnie podniósł się z ziemi, zsunął z głowy kaptur i ciężko oparł na lasce. Był zmęczony i obolały, co wyraźnie wyryło się na jego twarzy. – Jestem Daemar. Zmierzam do Bursztynowej Wieży Ortanosa, przy Samotnej Skale. Niestety niewiele brakowało, by moja podróż zakończyła się tu i teraz. Masz moją wdzięczność zacny krasnoludzie...
Oblicze wojownika zmieniło się. Wymalowało się na nim zdumienie i szacunek.
-Wnioskuję więc, że należysz Panie do Wielkiej Rady... Jam jest Thurgon, syn Thurina z Azaramu. Do twych usług... – lekki, typowy dla Starszej Rasy pokłon głowy zwieńczył prezentację. Daemar podobnie odpowiedział na gest. Dobrze znał krasnoludzką etykietę i wiedział, że tak okazany szacunek należy odwzajemnić. Była to rasa, której niepokorna duma niejednokrotnie przewyższała zdrowy rozsądek i mało komu dane było dostąpić podobnego zaszczytu. – Podróż wielu moich towarzyszy tu się zakończyła. Ja również mogę mówić o wdzięczności, gdyż nie wiem, czy sam bym podołał. Szaroskórzy zaatakowali nas przed wieczorem. Przeklęte pomioty Urioru rozbiły karawanę, a nas rozgromiły. Wielu poległo od razu, w tym siedmiu moich kompanów. Ludzie pouciekali, nie wiem ilu z nich uszło z życiem... Nas ocalało pięciu, więc ruszyliśmy szukać zemsty na trollach. Przez noc ubiliśmy dwa, ten jest trzeci. – wskazał wielkie cielsko leżące tuż obok nich.
-Gdzie są zatem pozostali? – zapytał mag domyślając się odpowiedzi.
-Polegli... Wszyscy oddali ducha w boju. Pozostałem ja. I chyba jeszcze jeden szaroskóry do ubicia. – ściszył głos i zaklął po krasnoludzku.
-Jednego powalili żołnierze z Rimenostu. – przypomniał sobie Daemar. – Nie dalej, jak przed kwadransem. Wydaje mi się, że próżno byś szukał...
Krasnolud był chyba w pewien sposób rozczarowany tą informacją, ale też zdawała się przynieść mu ulgę. Pogładził dłonią stylisko młota.
-Skoro tak, to moi towarzysze zostali pomszczeni...
-Powiedz mi zatem Thurgonie, synu Thurina – rzekł po chwili Daemar przywoławszy do siebie Askora, który wyraźnie okulał po spotkaniu z trollem. – Czy w Azaram nadal zamieszkują najlepsi kowale?...
Celowo połechtana krasnoludzka duma sprawiła, że wojownik się wyprostował, a jego twarz pojaśniała.
-Aye, przyjacielu! Ani chybi, lepszych nie znajdziesz!...
Wędrowali nieustannie, aż noc ustąpiła miejsca szaremu i mglistemu porankowi. Doskonale znający wąwóz krasnolud szedł przodem. Mag prowadził okulałego Askora, przez co zostawał nieco w tyle. Nim nastało południe zrobili jeden krótki postój nad niewielkim strumieniem, aby ugasić pragnienie i chwilę odpocząć. Do bramy królestwa krasnoludów pozostało jeszcze pół dnia marszu. Thurgon nie okazywał ani cienia zmęczenia, podczas, gdy Daemarowi wyraźnie dały się już we znaki kolejne podejścia wyboistej dróżki, to w górę, to w dół.
....................... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|